16.10.2006 :: 23:32
List do Niego...

"Antku, poznałam Cie miesiąc temu i tamtej nocy udało Ci się do mnie dotrzeć... nikomu wcześniej to się do tej pory nie udało. Prawda, to co wtedy czułam do tej pory mnie zastanawia, byłeś obcym człowiekiem, a ja na tak wiele Ci pozwoliłam... Później gdy o tym myślałam zastanawiałam się jak to mozliwe, że byłam z Tobą aż tak blisko... być może brakowało mi tego juz od tak dawna i dlatego do tamtej sytuacji doszło... z drugiej strony wiem, że potrafiłam bez tego żyć przez ostatnie lata więc niemożliwe, że nie miało znaczenia to KIM byłeś... ale to może złudzenia... Wiesz dobrze, co mi powiedziałeś... tym bardziej dziwię się, że nadal się widujemy... postawiłam sprawe jasno na początku, a nadal nie jestem pewna, czy dotarło to do Ciebie... Nie wiem czy mogę Ci ufać, nadal nie wiem jaki jesteś, nadal przemykają mi przezd oczyma sytuacje w których byliśmy razem, są tak różne od siebie... aż trudno uwierzyć, że te same dwie osoby brały w nich udział... I na koniec napiszę jeszcze jedno... nie potrafię rozmawiać z kimś nieszczerze... żebym czuła komfort muszę czuć się pewnie, a przy Tobie nie czuję się pewnie bo nie rozmawiamy szczerze... mam nadzieję, że jak sie uda szczerze pogadać - przełamać te rozmowy na bezpiecznym terenie i wypłynąć na głębsze wody... gdy to sie Nam uda to zobaczymy jaki mogłby być kolejny krok..."

- nie wysłała tego listu... zresztą nie pisała go dla Niego, ale dla samej siebie... coś jest w niej takiego, że nie potrafi zupełnie spokojnie do tego podejść, może jest głupia i zachowując się tak udowadnia swoją infantylność i niedojrzałość, ale to jedyny sposób by umiała ze sobą wytrzymać, musi to wszystko jako tako poukładać, a że przez ostatni miesiąc nie potrafi jednoznacznie włozyć wszystkiego na półkę "przehgrana sprawa", ani na "coś z tego będzie" to mentli się w tym wszystkim i po prostu sie z Nim spotyka... ale mówiąc szczerze, nie ma lepszego rozwiązania...