No i nadeszły w końcu święta w czasie których nie usiadłam z rodziną przy stole wigilijnym... tak, nie usiadłam.
Napiszę jak to było po kolei, teraz piszę to z perspektywy kilku dni, więc nie jest to tak bardzo naładowane emocjami...
Pracowałam i do piątku miałam zajęcia więc nie było mnie dużo w domu, miałam też wigilię klasy, szczepu i hufca i jeszcze spotkanie harcerskie więc czasu w domu mało spędziłam na sprzątaniu... oczywiście, że mama nie była z tego zadowolona, ale jakoś bardzo mi tego głośno i dobitnie nie ukazywała co jak wiadomo jest jeszcze gorsze niż otwarta wojna. Jakoś się trzymałam jednak. Przyszła niedziela, poszłam do kościoła, potem na wigilię dla samotnych i bezdomnych u oo Franciszkanów, wróciłam zadowolona i pozytywnie nastawiona.
Spotkałam w autobusie Anie z Jarkiem i Maksiem, razem do domu weszliśmy Nie będę się jednak rozpisywać tak bardzo.
Łamanie się opłatkiem, tata nas tak rozczulił, że się z siostrą popłakałyśmy... podeszłam do mamy... z pytaniem czy mogę jej złożyć... sztuczne to było i z jej i z mojej strony - nie wytrzymałam, rozpłakałam się tak, że nie mogłam się uspokoić aż do wczoraj wieczorem...
Nie usiadłam przy stole wigilijnym, nie zjadłam karpia, nie byłam przy rozdawaniu prezentów... całe święta spędziłam w pokoju,płacząc... Boże Narodzenie 2006 - PłACZ!!!
Nie żałuję mimo wszystko. |