09.02.2010 :: 21:48
Jestem sama - Ono mnie olało. Będę płakała, ale Ono pracuje, zepsuło wszystko - tak, żałuję, że powiedziałam - Ono nigdy mnie nie rozumie. Jeden wielki żal, złość, nieszczęście! W takim dniu życie traci sens - bo moje odczucia według innych to śmieci, odpadki, jakieś krowie łajna. Kiedy potrzebuję pomocy najważniejszej - dbania o moją wrażliwość, Ono mnie zgniata, dobija, oskarża, wszystko obraca do góry nogami. A mnie po prostu było źle - i krzyczałam że mi źle! A Ono, staje i się wymądrza. Tak, moje życie to tylko ciąg gdzie Ono bez wrażliwości, rozdeptuje mnie co jakiś czas. Jestem muchą rozgniecioną przez szybko jadący ("pracujący więc spadaj!") pojazd. Bo wiecie, zawracam głowę moimi humorami - to jasne! Kładę się otumaniona od płaczu, lęku, samotności i tego, że ono WIE LEPIEJ. Nie było Ono miłe i wrażliwe - dziś powiedziało spierdalaj! Co czynię smutna do granic wytrzymałości, a kładąc się zaplanuję pancerz ochronny bo nic się nie zmieniło od dzieciństwa, no może obiekt, który mnie frustruje. Aha, i frustruje mnie też poznanie. Nic nie idzie dobrze, wszystko jest "nie tak", a pół roku kiedy myślałam, że to moja wina minęło. Teraz już obwinianie się nie pomaga - bo nie moja to wina, że jest beznadziejnie! BEZNADZIEJNIE!!! Mam dość poznawania się, nawet owoce poznania mnie nie motywują! Tracę nadzieję na jakąkolwiek szansę - mówię, że jest ok... ale nie jest! Wcale! Jest coraz gorzej - już nie chcę próbować. Był czas, że znosiłam poznania, potem, że chciałam by były lepsze więc upiększałam je - ale dla mnie były nadal takie same, teraz chciałam poznania by mieć owoce - ale to bardzo kiepska motywacja bo jak wszystko się sypie to i owoce zgniją więc ich nie chcę w poznaniu tym. Podsumowanie - każdy sobie rzepkę skrobie...