Ostatnio myślałam sobie, że jestem bardzo szczęśliwa. Bo jest synek i wcale nie mam dosyć opieki nad nim. Bo jest mąż... bo w życiu spotykają mnie dobre i złe rzeczy, ale mnie cieszy każda z nich i czuję się szczęśliwa.
Dziś tak nie myślę. Mały nadal jest samą radością, ale choć piszą, że jak w związku pojawia się dziecko to mężczyzna czuje się odsunięty, mam wrażenie, że u nas odsunięta czuję się ja. I wcale nie chodzi o to, że zamiast na mnie całą uwagę mąż poświęca małemu. Po prostu nie poświęca jej ani mnie ani jemu... tylko sobie.
Myślałam sobie, że przesadzam kiedy to się zaczęło i sobie coś wymyślam. Napisałam nawet maila do A. żeby spróbować pogadać o sytuacji między nami. Zamiast wypisywać mu jak Jego postawa mnie rani zapytałam go o Jego odczucia, uwagi, itp. myślałam, że taka zmiana pomoże nam się dogadać... dowiedziałam się, że "od pewnego czasu przychodzi do domu pozno, zmeczony i glodny, a w domu nie ma obiadu, tylko dziecko, ktorym trzeba sie zajac. To kiepsko wplywa na jego samopoczucie i jeszcze potęguje zmęczenie." A i że "chciałby ze mną spędzać czas po pracy i się relaksować, ale poważne rozmowy zostawić na weekend"... W związku z tym, że udało mi się jakoś ogarnąć dzień z małym, to znaczy udaje mi się znaleźć sporo czasu w ciągu dnia kiedy mogę coś w domu zrobić to jak głupia odpisałam Mu, że w takim razie nie będę go męczyła gadaniem jak wraca z pracy i postaram się o te obiady. No i miał pod nos jak wracał...
No i nastała zmiana (!) mąż relaksuje się sam po pracy z pełnym żołądkiem.
Skończył się weekend, a A. spędził Go sam ze sobą. Synem się zajmował tylko wtedy jak mu go wręczałam w ciągu dnia, albo kazałam uśpić.
Jestem pełna żalu, a On jest w stanie zareagować tylko stwierdzeniem "No co ja Ci znowu zrobiłem?" i wraca do meczu.
Wyszłam za jakieś fałszywe wyobrażenie A. Aż takiego olania się nigdy nie spodziewałam. |